Właśnie zrobiłem mały eksperyment.
Postanowiłem podenerwować swój umysł. :).
Medytacja jest dla mnie ostatnio niedostępna, wiec uczyniłem z jednej z jej cech grę.
Postanowiłem pozabierać umysłowi różnorodność bodźców.
Usiadłem wygodnie i nie wykonywałem żadnych ruchów.
Puściłem głośno muzykę medytacyjną, która dzięki jednostajności wykluczała organ słuchu.
Zgasiłem światło i zabroniłem sobie otwierać oczy.
Na początku był wyluzowany, latał to tu to tam.
Potem powoli ograniczałem mu zakres myśli w jakich mógł się poruszać (oczywiście na miarę moich w danej chwili możliwości).
Czasami próbował mnie uśpić, ale sen jest związany z otwartością myśli, przez co odrazy rozbudzał moją czujność.
W końcu postanowiłem pozwolić mu tylko na śledzenie oddechu lub nie myślenie wcale.
Razem z brakiem bodźców wzrokowych, czuciowych i jednostajnością słuchowych złapałem go w pułapkę.
Próbował policzyć ile utworów mu zostało do końca płyty ,ale niestety dawno jej nie słuchałem i nie pamiętał ich kolejności :).
Zresztą i tak wszystkie te utwory są do siebie podobne.
Hehe w największą furię wpadł jak mu nie pozwoliłem przełknąć śliny.
Dałem mu do zrozumienia że zrobi to dopiero jak skończy się muzyka.
Na końcu próbował mnie przekonać że się duszę ( stary trik jak świat, ale naprawdę trudny do opanowania).
Tak wiec musiałem walczyć z oddechem który wydawał się zanikać i ogromną wolą umysłu który za wszelką cenę chciał zrobić cokolwiek co wyrwało by go z wizji nieistnienia :).
Kilka razy mało się nie poddałem, ale się udało. He tak go przycisnąłem do muru że dopiero po paru minutach zauważył ze skończyła się płyta :).
Naprawdę ciekawy pojedynek :).Trwało to całą wieczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz